piątek, 25 lipca 2014

Potrzebuję mapy, czyli o kupowaniu krzesełka.

Poszliśmy dziś na zakupy. Młody uważa, że mleko pedał i coraz częściej wymusza normalne posiłki, więc trzeba było w końcu kupić krzesełko. Napaliłam się niesamowicie, żeby dobrać takie do zajączkowego kompletu (jak łóżeczko i komoda). Zapakowaliśmy więc młodego do auta i pojechaliśmy do Bobolandu. 

Zgłupiałam od wejścia. Wszędzie było pełno wszystkiego. Jak w sex shopie. Chodzisz pomiędzy alejkami i nie możesz się nadziwić, że tyle przedmiotów do tego wymyślili, a przeznaczenia połowy z nich możesz się tylko domyślać (albo i nie). 
Przydałby się przewodnik. Szanowni Państwo! Na prawo zaraz przy wejściu mogą państwo podziwiać ścianę smoczków standardowych. Za chwilę przejdziemy do alejki ze smoczkami, które symulują mleko wypływające z piersi. Potem udamy się do części południowo-zachodniej, gdzie znajdują się śliniaczki materiałowe. Po drodze miniemy łóżeczka turystyczne.

Posadziliśmy Olka w specjalnym siedzisku na wózku i ruszyliśmy na przygodę. Pierwsze piętnaście minut gapiłam się na ścianę z butelkami (chciałam właśnie smoczek cyckopodobny, bo ze zwykłego picia stanowczo odmawia). Gapiłam się na to smoczki i butelki i gapiłam i w końcu do koszyka wrzuciłam szczotkę do włosków (bo tyle udało mi się znaleźć). W końcu jakaś pani zlitowała się i zapytała, czy w czymś może pomóc. Dzięki bogu, domyślam się, że naprawdę wyglądałam na osobę potrzebującą pomocy. Wyjaśniłam, o co mi chodzi i poszłam za nią dwie alejki dalej, gdzie faktycznie takie smoczki i butelki były. 

Miła pani zaprowadziła nas też do tego wymarzonego krzesełka. I tu wielkie rozczarowanie - krzesełko nie miało w sobie nic. Ani pasów, ani żadnych bajerów. No nic kompletnie. Siedzisko i blat. A wokół tyle innych wspaniałych. Stwierdziłam, że jednak warto przekroczyć budżet trzystu złotych i odpuścić jednak motyw zajączka. Zaczęliśmy się rozglądać.

Wyobraźcie sobie tę scenę tak: stoimy w sklepie, kręcimy się między krzesełkami, szukając tego idealnego i nagle oto ono. Oświetlone snopem światłą padającym na nie prosto z sufitu. Wokół latają wróżki i biegają jednorożce. Powiedziałabym, że w tle tęcza, ale teraz budzi za duże skojarzenia. Krzesełko idealne. Miało w sobie wszystko. Bujaczek, leżaczek, tackę, paski, wiszące zabawki. No kompletnie wszystko, co tylko może mieć krzesełko. Dziwne aż, że tostów nie robi. I kawy. Zakochaliśmy się w nim od pierwszego wejrzenia. Tylko cena... Prawie siedemset złotych. To przekraczało budżet o więcej niż dużo. Zdecydowanie więcej. Obejrzeliśmy inne, ale wszystkie jakoś na jego tle wypadały już słabo. Znacie to uczucie, kiedy coś wam się spodoba w sklepie, trafi w was idealnie, ale postanawiacie na wszelki wypadek poszukać dalej. Już nic innego nie będzie tak fajne. I i tak kupicie te pierwszą rzecz, choćby i była najdroższa z możliwych. No i co? No i kupiliśmy je. Stwierdziliśmy, że to wydatek na co najmniej dwa lata (potem robi się z tego zwykłe krzesełko do siedzenia przy stole dla dzidziusia). Warto wydać więcej, ale kupić coś z czego będziemy zadowoleni. I jesteśmy. Montaż był banalnie prosty, wszystko działa jak powinno. A Olek zachwycony.





Co prawda na początku, jeszcze w aucie, trochę się chyba na nas boczył, bo razem z dziadkiem oglądali małego mercedesa na akumulator (którego rzecz jasna nie kupiliśmy). Dziadek tak się nakręcił na tego merola, że pewnie kupi mu go zanim mały zacznie dobrze siedzieć.

A gdyby ktokolwiek miał wątpliwości, pod jak ogromnym wrażeniem krzesełka był Olek, macie zbliżenie: 




1 komentarz:

  1. Właśnie coś takiego miała Chester. Krzesełko-leżaczko-zajmowacz dziecka. Bardzo możliwym jest że gdy on będzie w tym siedział i zajmował się tym i owym Ty będziesz mogła zrobić pełnoczasowy obiad :D i takie tam.

    OdpowiedzUsuń

Nie reklamuj się w komentarzach. Wszystkie komentarze zawierające adresy blogów lądują w spamie.

Jeśli chcesz dyskutować, bo się z czymś nie zgadzasz - droga wolna, bardzo chętnie, ale nie anonimowo. Takie komentarze też znikają.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...