Ja wiedziałam. Po prostu wiedziałam, że coś wisi w powietrzu, bo było zbyt dobrze. Wyszliśmy świętować moje urodziny zostawiając Olka na noc u dziadków. I nawet dobrze wszystko szło. Dostawałam co jakiś czas zdjęcie, żeby wiedzieć, że nic złego mu się nie dzieje. Prawie nie miałam nawet zastrzeżeń (prawie, bo na jednym zobaczyłam pomarańczowe plamy z jakiejś papki na klacie synka - ale nawet nie dociekałam, bo wiedziałam, że i tak się wyprą). Udało im się być z nim tyle godzin i niczym mnie nie zdenerwować, ani nie zaniepokoić (a uwierzcie mi, że to sukces, odkąd odkryłam, że potajemnie sabotują nasze zasady wychowawcze wciskając mu słoiczki i usypiając kołysząc na rękach). Wszystko było naprawdę dobrze i już z Grześkiem snuliśmy piękne plany, że przynajmniej raz na dwa tygodnie sobie teraz gdzieś wyjdziemy. Że jakieś życie towarzyskie. Że znajomi. Że kina, restauracje.
Dupa.
Jakoś dwie godziny przed umówioną godziną, na którą zaplanowaliśmy odbiór dziecka, zadzwonił telefon.
- Paulina ty dajesz mu już kaszę manną?
- Nie.
- Dlaczego mu nie dajesz?
- Bo gluten mamy wprowadzać jakoś w szóstym miesiącu.- i się zaczęło.
- Ale tak nie można! On ma już prawie pięć! Wiesz, jaki on ma słaby kręgosłup? Dziś była w sklepie pani z dzieckiem w tym samym wieku i ono już ładnie samo siedziało! - dla przypomnienia, Olek ma prawie pięć miesięcy, waży ponad 9 kg, ciuszki nosi na 80cm i przypuszczam, że po prostu zobaczyła dziecko jego wielkości i z góry założyła, że jest w tym samym wieku) - On taki słabiutki, bo ty mu nic nie dajesz! Skrzywdzicie go, zobaczysz. Ty jak miałaś cztery miesiące to już siedziałaś sama, zdjęcia nawet mamy.- Fakt, widziałam kiedyś, zdjęcia powyginanego niemowlaka obłożonego z każdej strony poduszkami. Teraz już wiem, skąd u mnie skolioza. Dzięki!
- Słabiutki...? - Do końca nie byłam pewna, czy to nie żart. Parę dni wcześniej nauczył się turlać i obracać wokół własnej osi.
- Tak, tamto dziecko siedziało prościutko, a on się ciągle obsuwa! Ja jestem przerażona. Ta pani w sklepie też była przerażona.
- On jeszcze pięciu miesięcy nie ma, nie wolno go zmuszać do siadania. Będzie chciał, to usiądzie.
- Ale tamto siedziało. Bo ty go źle karmisz. Poczytaj sobie na facebooku jak inne mamy karmią.
- Wysłałam ci ostatnio tabelę rozszerzania diety, nie zajrzałaś do niej nawet, prawda?
- Ale poczytaj, jak one karmią! I ich dzieci siedzą! Skrzywdzicie go, zobaczysz.
Wdech... Wydech... Wdech... Wydech.. Jestem kwiatem lotosu na tafli jeziora...
- Posłuchaj, nie czytaj tego, co piszą na forach czy facebookach jakieś nawiedzone baby. Zostań przy jakichś poważniejszych artykułach...
- No ale przeczytaj jak one karmią i ich dzieci siedzą.
Rozłączyłam się. Streściłam rozmowę Grześkowi. Wysłałam mamie jeszcze dwa artykuły (których do tej pory nie przeczytała). Stwierdziłam, że chcę, żeby odwieźli go jak najszybciej. Grzesiek musiał zadzwonić się dogadać z moją mamą, bo ja nie chciałam znowu się denerwować, poza tym liczyliśmy, że jemu oszczędzi swoich mongolskich teorii. O, my naiwni. Z pięć minut stał z telefonem odsuniętym na trzydzieści centymetrów od ucha i czekał, aż skończy wywód. Kiedy w końcu ustalił szczegóły i się rozłączył, miał dla mnie kolejną rewelację:
- Nie dała mu spać. Bo ma mieć stabilny plan dnia i nie spać w dzień.
- Nigdy więcej.
- Nigdy.
To było na tyle z naszych wyjść i pięknych planów.
Ja wiem, ze starsze pokolenia mają swoje dziwne przeświadczenia w kwestii wychowania dzieci. Większość z nich olewałam, bo są kompletnie niegroźne. Czerwona wstążeczka przy wózku (nigdy takiej nie mieliśmy), Nie wolno stawać za dzieckiem, bo mu się oczy wywiną. Nawet te usypianie na rękach byłam w stanie przeżyć.
Problem zaczyna się wtedy, kiedy myślą, że wiedzą lepiej i nie szanują kompletnie zdania rodziców w kwestii tak ważnej jak żywienie. I potajemnie łamią wszystkie nasze ustalenia. Olek miał być bezpapkowy, karmiony BLW, nie łyżeczką. A chociaż się tego wypierają, znajdowałam u nich dowody zbrodni; poplamione ubranka, opróżnione do połowy słoiczki . Dlatego, póki jeszcze nie jest za późno i nie zepsuli nam wszystkiego, co chcieliśmy osiągnąć w wychowywaniu Olka, postanowiliśmy to zatrzymać. Jednak w kwestii zajmowania się dzieckiem lepiej jest wybrać opiekunkę.
Tu taki apel do wszystkich babć, dziadków, cioć i całej reszty mądrych i wiedzących lepiej: szanujcie zdanie rodziców. Nie łamcie go potajemnie, bo "przecież nic mu się nie stanie jeśli zje tego biszkopta". Będzie. Tylko, że płakać będzie potem rodzicom, którzy nie będą mieli pojęcia dlaczego ich dziecko nagle boli brzuszek albo co się stało, że robi jakieś dziwne i inne kupy.
Ja wiem, że kochacie te dzieci. Że chcecie dobrze. Ale wiecie, co się mówi o dobrych chęciach.
Hej, a jeśli nie możecie się powstrzymać tak bardzo od dawania rad, mam dla was propozycję: załóżcie bloga, na którym będziecie narzekać, jak to źle nasze pokolenie się zajmuje dziećmi.