niedziela, 15 lutego 2015

Co powinniście obejrzeć, zamiast marnować czas na 50 Twarzy Greya

Domyślam się (patrząc na posty na facebooku i ogłoszenia w różnych grupach kupię/sprzedam), że większa część społeczeństwa postanowiła uczcić święto zakochanych idąc do kina na 50 twarzy Greya. Jeśli jesteś jednym z tych biedaków, co nie dostali biletów, albo nie masz ochoty na uczestnictwo w masowych orgiach gimnazjalistów (bo tak pewnie będą wyglądały sale kinowe tego dnia), mam coś dla Ciebie. Propozycje kilku naprawdę dobrych filmów, które z powodzeniem możecie obejrzeć we dwójkę w domu, na kanapie, pod kocykiem, z ulubionym winem i przyciemnionym światłem.
Dzieci odeślij do dziadków.


Sekretarka

Zdecydowanie mój numer jeden jeśli chodzi o filmy. Najukochańszy, obejrzany tyle razy, że znam go już na pamięć. W skrócie przybliżając fabułę: jest dziewczyna. Biedna, z problemami, przed którą rodzina musi chować ostre przedmioty. Raz jej zdarzyło się pociąć za głęboko, więc bliscy zamykają ją w zakładzie zamkniętym. Poznajemy ją w momencie, kiedy z niego wychodzi. Żeby nie przedłużać i nie psuć zabawy: w ramach powrotu do społeczeństwa zaczyna pracę (zgadnijcie, na jakim stanowisku?) u szefa z bardzo specyficznymi upodobaniami.
Wiem, że z opisu może na to nie wyglądać, ale to jest niesamowicie ciepły i przyjemny film.




Dziennik Nimfomanki

Wiem, że książka lepsza. Wiem, że film bardzo okrojony i "to już nie to". Ale prawda jest taka, że to całkiem dobry film. Główna aktorka jest prześliczna, a wy oglądając to we dwójkę prawdopodobnie zrobicie sobie kilka razy przerwę. 
I, co najważniejsze, nawet jeśli nie czytaliście książki - obejrzenie filmu wcale jej nie psuje. Mija się z nią na tyle, że spokojnie możecie najpierw oglądać, potem czytać.



Lolita

Z całym szacunkiem do Kubricka, bo uważam go za geniusza (zwłaszcza za Mechaniczną Pomarańczę), jego wersja Lolity wypada słabo przy adaptacji z 1997 roku. Adrian Lyne cudownie pokazał całą obsesję, miłość i chorą fascynację dorosłego faceta młodziutką dziewczynką. Fakt, w książce Lolita miała dwa lata mniej niż w filmie, jednak nadal - jeden z moich faworytów.



Głębokie Gardło

Klasyk sam w sobie. Pierwszy film pornograficzny, który puszczano w kinach. Jeśli nie widzieliście, koniecznie trzeba nadrobić zaległości, bo to tak, jakby nie znać Gwiezdnych Wojen albo Ojca Chrzestnego.
Nie rozwodząc się zbytnio: dziewczyna ma niezwykłą przypadłość - jej łechtaczka znajduje się w gardle zamiast tam, gdzie być powinna. W związku z tym postanawia wykorzystać swoje możliwości i zostaje seksterapeutką. Pomaga biednym mężczyznom z kryzysem osobowości - jak na przykład fanatyk Coca Coli zmuszony do pracowania w Pepsi.
Serio, nie wiem, jak można nie chcieć tego obejrzeć.




poniedziałek, 2 lutego 2015

"Przepraszam za bałagan, ale wiecie..."

Lubię mieć czyste i pachnące mieszkanie. Lubię kiedy wszystkie naczynia są pomyte, podłogi zamiecione, a pranie nie wisi tydzień, tylko ściągam je od razu po wysuszeniu. Lubię jeść domowy obiad, najlepiej trzydaniowy. I pić poranną kawkę w wysprzątanym salonie, oglądając jakiś kulinarny program.
Chciałabym być taką perfekcyjną panią domu.

Ostatnio nawet miałam tak czysto - jak się wprowadzaliśmy i spędzaliśmy pierwszy wieczór w mieszkaniu. Czystość się skończyła, jak zaczęliśmy przywozić rzeczy. 

I żeby nie było - ja sprzątam. Pół dnia (a raczej każda drzemka Olka) mija mi na tym, że składam zabawki, zbieram pokruszone i porozrzucane po całym domu herbatniki, odklejam obślinione chrupki kukurydziane z kanapy. Wstawiam pranie, ściągam poprzednie, rozwieszam nowe. A że czasem już nie mam siły i zanim znajdę chwilę, żeby je z pralki wyciągnąć, to przeleży tam dwa dni... No cóż, wypiorę jeszcze raz.

Przy dziecku nie da się mieć czysto. No nie da się. Ogarniam ile dam radę mieszkanie przez te pół godziny jak śpi. Tylko po to, żeby mógł na nowo porozrzucać zabawki i jedzenie po nim, kiedy się obudzi. 

Ostatnio oglądałam Perfekcyjną Panią Domu. Były dwie mamuśki, z dzieciaczkami mniej więcej na tym samym etapie rozwoju, co Olo - czyli chodzące/raczkujące, brudzące wszystko wszystkim, siejące chaos wokół siebie. Takie, których cały czas trzeba pilnować, żeby się nie zabiły, bo bardzo je interesuje gryzienie kabla, wspinanie się na kanapę, wieszanie się na firankach. Słowem - destrukcja w najczystszej postaci. Mamuśki rzecz jasna mieszkanie wysprzątały, test białej rękawiczki przeszły. Tylko... Na jak długo? Czemu, przykładem Kuchennych Rewolucji, nie zrobili następnej kontroli, miesiąc później?

Już to widzę: walające się w dziwnych miejscach samochodziki i gryzaki. Zlew w kuchni (i najprawdopodobniej także blaty) zawalone nieumytymi garami, które myje się na bieżąco, jak czegoś potrzeba. W łazience stosy prania, czekające na swoją kolej. Osikane pieluchy rzucone tam, gdzie akurat były zmieniane.

Bo tak wygląda dom większości rodziców dzieci w tych najbardziej niebezpiecznych momentach ich życia (tych, kiedy trzeba pilnować, żeby nie wpadły na pomysł zrzucenia na siebie telewizora), jeśli chociaż jedno z rodziców pracuje. Nie mówię, o ludziach mieszkających z dziadkami, teściami, mamą, ciocią, koleżanką. Bo nawet jedna osoba więcej w domu, to luksus. Zwłaszcza przy dziecku typu naszego gremlina, który nie uznaje czegoś takiego jak siedzenie na tyłku przez dłużej niż 10 sekund. 

Póki co odpuściłam sobie marzenia o porządku przynajmniej do osiemnastki Olka. Zamiast tego bezdzietnych znajomych na wstępie przepraszam za bałagan, a tym dzieciatym mówię tylko, żeby rzucili kurtki gdziekolwiek. Rozumieją.

A od siebie mogę polecić Wam blog Niebałaganki, który pomógł mi wprowadzić jako taki porządek w tym naszym chaosie i kiedy nie chce mi się już nic z bałaganem robić - inspiruje :)

Mój sposób na czyste mieszkanie na zdjęcia - nie pokazywać podłogi. 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...