piątek, 11 lipca 2014

Niedzieciaci nas nie lubią.

Zauważyliście? Czy w internecie, czy w ogólnych wypowiedziach, rodzice z dziećmi są pod ciągłym odstrzałem. Odstrzałem niedzieciatych. Zanim jednak zaczniemy wieszać na nich psy i oburzać się, przyjrzyjmy się temu co robimy. Wszyscy. Szybko załapiecie, dlaczego nagle wasz krąg znajomych zmienił się głównie na ludzi, którzy też posiadają pociechy.


O kupie i kaszkach.

Bo o czym innym możemy rozmawiać? Jakoś tak naturalnie wychodzi, że wszystkie rzeczy, które mamy do powiedzenia dotyczą naszych dzieci. "Olek robił dwadzieścia kupek dziennie, ale teraz już przestał. Teraz robi jedną na dwa dni, ale za to taki konkret, że trzeba mu ją z włosów ścierać". "Ogólnie to już siadać zaczyna. Bo wiesz, on jest silny". "Czytałam ostatnio o fajnym basenie dla dzieci. Bo niemowlaki powinny pójść między trzecim a szóstym miesiącem". "Te butelki są lepsze od tamtych bo...".
WSZYSTKIE te zdania (dobra, może poza butelkami, bo Olek bezbutelkowy jest) wypowiedziałam ostatnio. I to kilka razy. Przyłapuję się na tym, że kiedy jakiś dawno zapomniany znajomy odzywa się do mnie i pyta co tam słychać, ja automatycznie zaczynam opowiadać o Olku. Staram się tego unikać, ale jakoś tak samo wychodzi. Nawet jeśli zacznę od siebie, to i tak schodzi na niego. "Zmęczona strasznie jestem, bo Olek ząbkuje i się marudny zrobił". "Dopiero wróciłam do domu, bo na szczepieniu z Olkiem byłam i teraz leży i śpi koło mnie".
Nawet gdybym chciała pogadać o czymś innym, to nie mam pojęcia o czym. Albo i tak po dwóch minutach wróciłabym do tematu Olka. Takie rzeczy interesują tylko tych, co też mają dzieci i na mój tekst, co zrobił Olek, mogą odpowiedzieć podobnym, ale o swoim dziecku. I oboje jesteśmy szczęśliwi przekazując sobie informacje o dzieciach.


Chcesz go potrzymać?

Nie. Nikt, kto nie ma dzieci, nie chce trzymać noworodka czy niemowlaka (poza nielicznymi wyjątkami - pozdro Adam). Ludzie się boją, że upuszczą Ci dziecko i niechcący zostaną nową Katarzyną W. Albo, że je źle złapią i zacznie płakać. I znienawidzicie ich do końca życia, bo przez nich wasz najmniejszy najsłodszy skarb zapłakał. Oczywiście, proponuję to ludziom. Nie wiem czemu, nie umiem tego wyjaśnić.
Olek był pierwszym dzieckiem, jakie wzięłam na ręce. W szpitalu, kiedy jeszcze byłam w ciąży, a babeczka z sąsiedniego łóżka chciała mi dać swoje dziecko do potrzymania, chowałam się w łazience i czekałam, aż jej przejdzie.


Dzieci są wkurzające.

Spójrzmy prawdzie w oczy - skoro nasze dziecko potrafi czasami sprawić, że mamy ochotę wywalić je przez okno (Olek jeszcze na tym etapie nie jest, ale to kwestia czasu aż zacznie mówić i sam się przemieszczać), to co mają powiedzieć ludzie nie powiązani z nimi więzami krwi? I tu absolutnie nie chodzi o to, że dziecko jest niewychowane, jak twierdzą niedzieciaci eksperci (zauważyliście, że najwięcej na temat wychowania dzieci mają ci, którzy ich nie posiadają?). Dziecko jest dzieckiem. I o ile nie jest chore albo zastraszone, będzie biegało, hałasowało, wprowadzało chaos i zaglądało w każdy zakamarek. Dzieciaci to rozumieją bardziej.


Ojej, jakie piękne!

Każdy rodzic wymaga i żąda, żeby jego dzieckiem się zachwycać i mówić jakie jest najpiękniejsze. Oczywiście wszyscy wiemy, że to nieprawda, bo najładniejsze jest moje (póki nie płacze, bo wtedy zamienia się we wściekłego brzydkiego chińczyka).
Prawda jest taka, że zanim się doczekasz swoich, dzieci dzielą się na dzieci i bardzo brzydkie dzieci. To jak z murzynami - wszystkie wyglądają tak samo, wyróżniają się tylko jakieś szczególne paskudy. 




Ślina, rzygi i fekalia.

Nas to nie brzydzi. W końcu to naszego dziecka. Ale domyślam się, że inni mogą czuć się niezbyt komfortowo, kiedy są zmuszeni oglądać płynną kupkę w kolorze musztardowym. Albo kiedy naszemu dziecku będzie zwisała z buzi nitka śliny aż do podłogi, jak buldogowi angielskiemu z krzywym zgryzem. Albo kiedy się obrzyga.
Dla nas to już tak naturalne, że nawet nie zwracamy na to uwagi i zapominamy, że strumień moczu przypominający fontannę i zalewający cały pokój, łącznie z ubraniami osób stojących w pobliżu, nie jest niczym przyjemnym.


Ono do mnie mówi.

To już się tyczy tych, które nauczyły się chodzić i mówić w jakimś bliżej nieznanym ludzkości języku. Nikt poza rodzicami nie jest w stanie zrozumieć, o co im chodzi. I nagle staje obok Ciebie takie dziecko, łapie Cię za nogę czy rękę i zaczyna przemowę. Wyraźnie czegoś chce, tylko nie jesteś w stanie zrozumieć czego. Dziecko mówi z coraz większym naciskiem i zaangażowaniem, powoli w oczach pojawiają się łzy, a Ty nie wiesz, co robić. Jeść? Pić? Jak się zachować? Masz się uśmiechnąć? Coś odpowiedzieć? Ale co? I w normalnym języku czy postarać się naśladować te dziwne dźwięki, które ono wydaje?
Szczerze, to też nie wiem. I boję się, kiedy podchodzi do mnie starsze dziecko. Nie umiem jeszcze obsługiwać dzieci, póki co tylko niemowlaki.


Pora spać.

Przy dziecku wkracza trochę inny rytm dobowy. Wstajesz wcześnie rano, cały dzień jesteś na nogach i kiedy wieczorem wpadnie ktoś znajomy, Ty już średnio jesteś w stanie z nim porozmawiać, bo Twój mózg odmawia współpracy i bardziej przypominasz zombie niż normalną osobę. Czasem jeszcze wydukasz jakieś zdanie na temat kaszki czy kupy, albo uśmiechniesz się, kiedy po minie stwierdzisz, że to będzie dobra reakcja na to, o czym właśnie mówi. Bo nie masz pojęcia, o czym mówi. Zawiesiłeś się i patrzysz w jakiś punkt na ścianie próbując nie zasnąć i modląc się, żeby goście już sobie poszli, to przy dobrych wiatrach wskoczysz w piżamkę i walniesz się spać. Chociaż i tak bardziej prawdopodobne, że zaśniesz w ubraniu. Na siedząco. Z dzieckiem na rękach. Zanim goście zauważą, że pora iść.


Do tego wszystkiego jeszcze na zakończenie bardzo często raczymy ich jednym z tych tekstów, które denerwują niesamowicie, kiedy się je słyszy, ale po latach docenia się ich prawdziwość:
Będziesz mieć swoje, to zrozumiesz.



PS.
Grzesiek bardzo słusznie zauważył, że w sumie, to ja nie nauczyłam się obsługi wszystkich niemowlaków, tylko tych trzech moich osobistych domowych. Jego, Olka i Hultaja.

7 komentarzy:

  1. Zmienia się w chińczyka po mamusi :D pewnie jak się będzie śmiał do rozpuku też będzie chińczykiem :D
    Co do noszenia, ja tam się rwałam do Mikołaja, oczywiście się bałam troszkę na początku, ale teraz bardzo chętnie biorę go na ręce, szczególnie, że mnie lubi :D Ciekawe czy Olek też mnie kiedyś polubi... xD
    Ale jest mega podobny do Grześka!!! :) Nie wyprze się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No z dnia na dzień coraz mniej mnie przypomina :< Olek lubi wszystkich :D dawaj niedługo na jakieś foty, spacer czy grilla to Ci dam go ponosić :)

      Usuń
  2. przecudowniak :) mogę Ci go ukraść ?? :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha, bardzo bardzo dużo racji w tym co napisałaś! Sama jestem "niedzieciata" (oby jeszcze długo), miałam przyjaciółkę, która urodziła syna i teraz spotykamy się co najwyżej dwa razy w roku, bo jakoś wspólne tematy nam się skończyły. Smutne to, ale chyba taka naturalna kolej rzeczy. Dziecko zmienia wszystko i ja to rozumiem, więc jakiegoś żalu do niej nie mam. Mnie też to kiedyś w końcu czeka ;).
    I obserwuję, bardzo mi się podoba twój styl pisania :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, odnowi wam się kontakt jak też będziesz miała dziecko, gwarantuję ;)

      Usuń
  4. Hahaha kapitalne ! Uśmiałam się do łez ;D I jakie prawdziwe !! :-) Z pewnością będę tutaj częściej zaglądać. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń

Nie reklamuj się w komentarzach. Wszystkie komentarze zawierające adresy blogów lądują w spamie.

Jeśli chcesz dyskutować, bo się z czymś nie zgadzasz - droga wolna, bardzo chętnie, ale nie anonimowo. Takie komentarze też znikają.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...