poniedziałek, 21 lipca 2014

Im nas więcej, tym weselej, czyli o dzieciach i zwierzętach.

Mamy królika. Kiedy oznajmiliśmy światu, że będziemy mieć też dzidziusia, połowa znajomych i krewnych uznała za oczywiste, że powinniśmy się go pozbyć. Bo jak to zwierze i dziecko? Brudno przecież, alergii dostanie, sierść lata w powietrzu, kiedy ją zmienia. Biega przez większość czasu luzem, więc jeszcze do tego trzeba dodać bobki pojawiające się to tu, to tam. Noworodek nie powinien przebywać w takich warunkach. Kazałam im wszystkim spierdzielać. 

Jestem z rodziny, w której zwierzęta były od zawsze. Mieliśmy psy, chomiki, żółwie, króliki, kanarki, rybki, szczury, świnki morskie. Wszystko, co się da (poza kotami, jakoś to nie zwierzęta dla mnie). Jak byłam malutka i mieszkaliśmy jeszcze w jednym, ogromnym mieszkaniu z dziadkami, pamiętam, że wiele razy mój dziadek przynosił chore albo przemoknięte gołębie, które znalazł na ulicy czy trawniki, żeby nie stała im się żadna krzywda. Kilka dni zdrowiały u nas i kiedy już doszły do siebie - wypuszczaliśmy je na zewnątrz. Kiedy w piwnicy zalęgł się nam szczur (domowy, musiał komuś uciec, był biały w czarne łatki), dziadek zawołał mnie, żebym mogła go obejrzeć, nakarmić i pogłaskać. Kiedy wychodziliśmy na spacery do lasu, a na środku ścieżki znajdowałam żuka, przenosiłam go na pobocze, żeby nie stała mu się przypadkiem krzywda. Kiedy widziałam psa, zaraz pytałam właścicieli, czy mogę pogłaskać. Boże, przecież ja nawet ślimaki przynosiłam do domu, żeby im zrobić mieszkanie w kartonie i nakarmić!

Nigdy nie byłam poważnie chora (a przynajmniej na nic, na co miałyby wpływ zwierzęta). Nie mam żadnych alergii. I postawiłam sprawę jasno - Hultaj (w sensie, że królik) zostaje. A jak się komuś nie podoba, to może mnie cmoknąć. Zwierzę u nas automatyczne staje się członkiem rodziny. Idąc na zakupy, pamiętamy, żeby kupić jemu też jakiś smakołyk. Obchodzimy jego urodziny. Pod choinką jest prezent z jego imieniem. Tak było zawsze i wszystkie moje zwierzęta tak były traktowane. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, żeby Olek dorastał w domu bez zwierząt.Chcę żeby od małego miał z nimi kontakt i kochał tak samo, jak my. 

To straszne, że komukolwiek może przyjść do głowy pozbyć się zwierzaka. Bo dziecko, bo wakacje, bo zaczął przeszkadzać, bo jest niegrzeczny. Hultaj przegryzł nam kilka kabli, zasikał dywan i uparcie robi bobki obok przewijaka. No i trudno. Kabel można dokupić, siki zetrzeć, bobki odkurzyć. Za to mamy kochanego przyjaciela, który pod koniec ciąży wskakiwał do mnie na łóżko i przytulał się do brzucha.



Jest też Tila. A dokładnie Frutilla Nido De Condores. Dog argentyński. Już jako szczeniaczek była wielkości małego państwa. Teraz ma niedużo ponad rok i ludzie na jej widok przechodzą na drugą stronę ulicy. 
Tila jest psem moich rodziców.Zależało mi, żeby Olek od małego miał też kontakt z psami. Jako, że nie mamy jeszcze własnego (planujemy sobie sprawić, zanim Olek skończy rok - wymarzyłam sobie mastifa tybetańskiego), Tila została idealną kandydatką. Kocha dzieci, jest w stosunku do nich delikatna i opiekuńcza. Fakt, przyzwyczajamy ich do siebie powoli, bo jest duża i jeszcze nie do końca świadoma swojej siły - kiedy poliże go po policzku, głowa odskakuje mu do tyłu. Ale pilnuje go. Podnosi się i podchodzi sprawdzić, co z nim, kiedy tylko mały zapłacze. 



Nasze zwierzęta są tak samo ważne jak my i jak dziecko. Stosunek ludzi do zwierząt bardzo dużo mi ułatwia. Jeśli ktoś ich nie lubi, najprawdopodobniej nie warto tracić czasu na znajomość z nim. Jeśli uważasz, że skoro chcesz mieć dziecko, powinieneś pozbyć się swojego pupila - najprawdopodobniej nie nadajesz się, żeby posiadać żadnego z nich.

7 komentarzy:

  1. Podoba mi się taka wersja rodziny, w której dziecko rośnie sobie u boku zwierząt. U mnie to chyba nie przejdzie - druga połówka uznaje zwierzęta tylko w lesie, na pewno nie w bloku.

    Jak dogaduje się królik z Tilą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz się powąchali, a tak to ignorują. Inna sprawa, że kiedy Tila wchodzi do nas do mieszkania, to zapanowuje ogólny chaos i Hultaj chowa się w klatce (też bym się chowała gdyby wpadło mi z impetem do pokoju pięćdziesięcio kilowe bydle :D )

      Usuń
  2. świetny post..wiekszość ludzi uważa że gdy pojawia sie dziecko nalezy pozbyc sie zwierząt..i oczywiście wymyślają sobie szereg powodów:
    -alergia
    -syf
    -a jak ugryzie? podrapie? nie daj Bóg poliże!?

    a przecież tu chodzi o troske..miłość i współprace..o mądre wprowadzanie nowych członków rodziny..założe sie że dziecko wychowane wśród zwierzat jest duzo szcześliwsze i ma..hmm..'głęboką dusze'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydaje, że kiedy dziecko wychowuje się w domu, w którym kocha się zwierzęta, to wyrabia w sobie taką wrażliwość, której nie da się podrobić ;) Mój Grzesiek nie miał zwierząt, jak był mały, ale był blisko zaprzyjaźniony z psem sąsiadów.

      Usuń
  3. Za cały wpis, a za ostatnie zdanie w szczególności, masz moje gorące wirtualne uściski! Mam psa i w głowie mi się nie mieści, jak nasrane muszą mieć w łbach ludzie, którzy wywalają zwierzęta na bruk, bo pojawiło się dziecko -.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak samo uważam, że ludzie gotowi zostawić psa na środku drogi albo w lesie, bo jadą na wakacje, nie nadają się na rodziców.

      Usuń
  4. W moim domu zawsze były zwierzęta i nie wyobrażam sobie jak wyglądałby dom bez nich. Nie rozumiem jak można pozbyć się członka rodziny ze względu na dziecko! Przecież dla dziecka to lepiej kiedy wychowuje się wśród zwierząt, uczy współczucia i troski. Trzeba być debilem żeby porzucać zwierze...

    OdpowiedzUsuń

Nie reklamuj się w komentarzach. Wszystkie komentarze zawierające adresy blogów lądują w spamie.

Jeśli chcesz dyskutować, bo się z czymś nie zgadzasz - droga wolna, bardzo chętnie, ale nie anonimowo. Takie komentarze też znikają.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...