środa, 6 sierpnia 2014

Jak sobie pościelesz...

Ciągle słucham (i wy pewnie też nie raz słyszeliście podobne) historii o tym, że jak byłam mała, to trzeba było mnie nosić w te i z powrotem po korytarzu, żebym usnęła. Po kolei wszyscy domownicy, krewni, sąsiedzi, przyjaciele (a czasami, jak kogoś opowieść poniesie, to i zwierzęta domowe) chodzili ze mną na rączkach, bujali i nucili kołysankę. Kiedy tylko przestawali - budziłam się. Mojego brata żeby zasnął rodzice pakowali do auta i ruszali na przejażdżkę. Jedne dzieci budzą się, jeśli nie chodzi się przy nich na paluszkach, inne płaczą, kiedy tylko rodzice przestają je nosić na rękach. Jeszcze inne wymagają konkretnych rytuałów wieczorem, bo inaczej nie ma szans na sen.

Od początku wiedziałam, że ja tak nie chcę. A dzieci nie rodzą się z zakodowaną informacją o bujaniu, noszeniu, wożeniu w aucie czy absolutnej ciszy koniecznej do drzemki (ba, wbrew pozorom w brzuchu jest cały czas głośno i szumiąco - Olek do tej pory uspakaja się kiedy słyszy odkurzacz albo brzęczenie maszynki do tatuażu, bo miło mu się te dźwięki kojarzą). 
Nie było noszenia. Zwłaszcza, że po cesarce nie miałam siły ani ochoty dreptać w kółko z prawie pięciokilowym noworodkiem. Pojadł, to Grzesiek odkładał go do łóżeczka. Kiedy leżał z nami na łóżku i widzieliśmy, że powoli zamykają mu się oczka, to też lądował od razu u siebie. Tak samo, kiedy trzymałam go na rękach i zauważyłam, że zasypia. 
Nigdy nie mówiliśmy przy nim szeptem. Przeciwnie - od samego początku zostawialiśmy nawet na noc włączony telewizor czy jakiś serial na kompie. Nie głośno, ale jednak. 

To nie działa tak, że jedne dzieci rodzą się grzeczne i bezproblemowe, a inne wymagają specjalnych zabiegów. Dzieci są takie, jakimi pozwolimy im być. Wymagają tego, czego pokażemy im, że mogą od nas wymagać. 
Z tego co zauważyłam, są też cwane. Bardzo szybko uczą się, u kogo mogą sobie na co pozwolić. Na początku strasznie się złościłam na moją mamę, kiedy nosiła Olka na rękach (zresztą, dalej zwracam jej o to uwagę). Aż w końcu zorientowałam się, że u dziadków zachowuje się zupełnie inaczej niż u nas. Ja mogę go spokojnie położyć, a sama zająć się czymkolwiek. U dziadków wymusza noszenie, zabawianie, piosenki, kołysanie, bujanie i wszystkie te rzeczy, których unikałam jak ognia.

Nie zrozumcie mnie źle. Nie jesteśmy złymi rodzicami, którzy nie biorą dziecka na ręce, czy hałasują całą noc nie dając mu spokoju. Ale jeśli chcecie sobie ułatwić w przyszłości życie, pójdźcie naszym śladem. Udało nam się zrobić dziecko, które wie, że czas na rękach jest czasem zabawy, a śpi się w łóżeczku. Dziecko, które kładziemy spać i dalej możemy siedzieć do późna ze znajomymi, bo wiemy, że nie obudzą go rozmowy czy głośniejszy śmiech. To wy decydujecie o tym, jak będzie się wam żyło z waszymi dziećmi, więc warto ułatwić to sobie, jak tylko się da. 


6 komentarzy:

  1. nie mam dzieci ale szalenie podoba mi sie Was sposób na wychowanie malucha..szcześliwy(i wypoczety) rodzic to szcześliwe dziecko..mam nadzieje że gdy na mnie przyjdzie pora tez bedę tak konsekwentnie działać nie zważając na te 'dobre rady' babć..cioć..mam..i sąsiadek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dobre rady już w ciąży się uodporniłam i nauczyłam wyłączać :D Najlepiej się nie kłócić, dać się wygadać, a potem i tak robić po swojemu, bo to w końcu Twoje dziecko ;)

      Usuń
  2. "To nie działa tak, że jedne dzieci rodzą się grzeczne i bezproblemowe, a inne wymagają specjalnych zabiegów. Dzieci są takie, jakimi pozwolimy im być. Wymagają tego, czego pokażemy im, że mogą od nas wymagać."

    Gratuluję udanego ułożenia dziecka, jednak myślę, że nie wspomniałaś o jednej istotnej rzeczy:

    Macie szczęście, że macie względnie bezproblemowe zdrowotnie dziecko.
    A teraz wyobraźcie sobie taką sytuację - w sumie dotyczącą drobiazgu:
    Dziecko płacze. Długo. Dłuższy czas trwa zanim się uspokaja. Nie wiesz dlaczego, ale wygląda na to, że jedyne co pomaga, to noszenie na ręce. Też nie od razu, ale tylko dzięki temu w ogóle zasnęło.
    Odkładasz go do łóżka, by się samemu zdrzemnąć, ale po godzinie trzeba go znowu nakarmić. Potem znowu płacze - masz w pamięci dobre rady dotyczące wymuszania na rodzicach płaczem i próbujesz być twarda. Ale okazuje się, że uspokaja się i usypia tylko noszony i bujany na rękach. I tak trwa to parę dni, a okres płaczu jest coraz dłuższy. W końcu zaczynasz kojarzyć (z przemęczenia kojarzenie faktów zajmuje więcej czasu niż zwykle), że to chyba jakiś problem z jedzeniem, bo płacz zaczyna się po karmieniu.
    Okazuje się, że mały dorobił się nietolerancji laktozy, a długi płacz był spowodowany zbieraniem się gazów w jelitach, a uspokajało go noszenie, bo wyciskało w końcu z niego gazy.
    Zmiana mleka. Ale mały już się przyzwyczaił do noszenia i odkładany do łóżka ryczy - zapewne już z samego strachu, że znowu będzie go bolało.
    Do tego dochodzi jeszcze zmęczenie rodzica, który już po prostu nie ma siły walczyć. I po każdym uśnięciu dziecka obiecuje sobie, że następnym razem spróbuje go uśpić w łóżku. Ale na ręce jest szybciej, więc jest dodatkowe 15 minut na drzemkę, więc może następnym razem, jak da się dłużej wyspać i będzie więcej sił...

    Mogę opowiedzieć jeszcze kilka podobnych sytuacji, gdzie po prostu nie dało się sensownie wybrnąć z noszenia dziecka. Bo niestety to działa tak, że jedne dzieci są zdrowe i nie wymagają specjalnych zabiegów, a inne mają problemy zdrowotne, których nie widać na pierwszy rzut oka i wtedy już nie jest tak łatwo.

    A nie każdy rodzic ma pod ręką starszą, mądrzejszą i doświadczoną osobę, która umie dobrze doradzić.
    Nawet pytając pediatrów, położne środowiskowe i doradców laktacyjnych można się nieźle naciąć, załamywać ręce nad ich debilizmem i trzeba szukać samemu w sieci, wyławiając spośród tysięcy sprzecznych rad, jakiekolwiek sensowne informacje.

    A do tego dochodzą rady położnych ze szkoły rodzenia, żeby często nosić dziecko, bo "przecież i tak jest już pod względem kontaktu z matką stratny w stosunku do ciąży, kiedy był noszony i bujany przez 100% czasu"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego szkołę rodzenia sobie odpuściłam ;) Fakt, chore dziecko, to inna sytuacja. Ale zakładam, że i tak bym nie nosiła - jest tak duży, że ledwo donosiłam go na przewijak. Za to z kolki i płacz udało nam się ominąć dzięki karmieniu piersią i noszeniu w chuście. Właśnie, nie próbowaliście, zamiast na rękach, pochustować trochę dziecko? Nie dość, że buja, to jeszcze wtulone i ściśnięte jak w brzuszku :)

      My sobie trochę przegraliśmy po szczepieniach, kiedy było mi go szkoda i pozwoliłam mu przeleżeć dzień w naszym łóżku. Od tamtej pory noc przesypia u siebie, za to już od rana musi być albo u nas, albo na macie/w krzesełku. Dopiero wieczorem daje się znowu odłożyć.

      I przez późne powroty Grześka z pracy ma rozregulowany sen i często budzi się o 2-3 w nocy na zabawę, bo tatuś zawsze jak wracał, to musiał przecież się przywitać i pobawić ;)

      Usuń
    2. U nas pierwszy miesiąc to był koszmar - cesarka, 2 tygodnie w szpitalu dzieciecym, problemy z laktacją - długo by opowiadać, w każdym razie mleko matki do dziś zaspokaja najwyżej 1/3 zapotrzebowania. A dalej - sciana. Choćby skały srały - więcej nie idzie.

      Chustę próbowalismy, ale już przy temperaturze 25 stopni oboje tak się pocą, że zaczeliśmy się bać, że mały nam sie utopi.;)
      A z nosidełkiem to była jak na razie jedna akcja - darł się, jakby go parzyło... :)

      Szczepienia ze względu na stan zdrowia zaczęliśmy z opóźnieniem, ale jak na razie nic sie nie działo.

      A co do spania to też jest ciekawie - normalne dzieci podobno po kąpieli jak są nakarmione, to od razu idą spać. Nasz odwrotnie - od samego poczatku po kapieli i karmieniu rozbudza się, i do północy uśpic go nie można. Tak więc żadnego filmu o normalnej porze sobie nie pooglądamy...;)

      Usuń
    3. Chusty są tkane z różnych materiałów - modele specjalne na upał też są (chociaż u nas nie zdają egzaminu, bo Olo za ciężki jest ;) ). No ale jak mówię - chore dziecko to zupełnie inna sytuacja. Post raczej tych zdrowych, które chcą być noszone, bo od początku tak było.

      A z kąpielą mamy to samo - to najlepsza zabawa i się zawsze rozbudza. Zresztą, w taką pogodę jak teraz w ogóle przestawiliśmy się na późniejszy tryb życia. Do 18 chowamy się w domu, bo na dworze nie da się wytrzymać, a potem siedzimy na ogródku do 22-23 i dopiero kąpiel i spać :)

      Usuń

Nie reklamuj się w komentarzach. Wszystkie komentarze zawierające adresy blogów lądują w spamie.

Jeśli chcesz dyskutować, bo się z czymś nie zgadzasz - droga wolna, bardzo chętnie, ale nie anonimowo. Takie komentarze też znikają.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...