piątek, 9 stycznia 2015

O zdjęciach, dzieciach i internecie, czyli ku przestrodze.

Nie jestem przeciwniczką wrzucania do sieci zdjęć dzieci. Zresztą, sami pewnie to zauważyliście po ilości zdjęć Olka, które się tu pojawiają. Uważam, że fotografia niemowlęca jest czymś pięknym i pełnym uroku. Ma w sobie jakąś rozczulającą magię, której nie mają żadne inne zdjęcia. Lubię robić zdjęcia dzieci i równie mocno lubię takie zdjęcia oglądać (czy to na blogach, czy portalach społecznościowych, czy nawet w mamowych gazetach). Unikanie publikowania wizerunku dzieci jest bez sensu, bo nie żyjemy w GTA, dzieci są obecne w naszym społeczeństwie i nie ma sensu chować zdjęć i filmów tylko do szuflady (zwłaszcza, jeśli są ładne).
Ale.. No właśnie. Wszystko fajnie i pięknie, jednak internet jest niebezpiecznym miejscem i trzeba wszystko robić z głową.

Kiedyś wpadła do nas koleżanka (pozdrawiam cieplutko Igę :) ). Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. I tak od słowa do słowa jakoś temat zszedł na głęboki internet, o którym nie ukrywam, że wcześniej nie miałam pojęcia. Iga wyjaśniła, o co chodzi, a ja, jako że jestem zafascynowana zawsze wszystkimi mrocznymi i tajemniczymi sprawami, następnego dnia sprawdziłam sama dokładnie, co to jest.
W skrócie i obrazowo - internet jest swojego rodzaju górą lodową. To, co widzicie na co dzień, co wyszukuje Google, choćby było najstraszniejsze i najobrzydliwsze (jak słynne kiedyś Rotten.com), jest jedynie szczytem tej góry. Jest też coś takiego jak Deep Web. Głęboki internet. Wbrew pozorom, nie trzeba być super hakerem, żeby się do niego dostać - wystarczy ściągnąć odpowiednią przeglądarkę i znaleźć listę linków do stron (wyglądają troszkę inaczej niż te, które znacie - są ciągiem liter i cyfr). I to wszystko. Możecie sprzedać albo kupić nerkę czy kokainę, dowiedzieć się, jak w domowych warunkach zrobić bombę, czy czym otruć teściową, żeby nie zostało to w żaden sposób wykryte. Jak wiadomo, gdzie pełna anonimowość i brudne sprawy, tam i wszystkie możliwe zboczenia.
Przeglądałam sobie po kolei adresy, część niedziałająca, część w dziwnych językach. W końcu trafiłam na dziwne, o ile mnie pamięć nie myli niemieckie, forum. Były następujące kategorie: 0-3, 3-6, 6 - 9 i 9 - 11 (tak mi się wydaje, piszę z pamięci, a wracać tam nie mam ochoty). Były też kategorie sex, anal, oral.
Poza rzeczami oczywistymi, których żaden normalny człowiek nie chciałby nigdy w życiu zobaczyć, były tam zwykłe zdjęcia. Najzwyklejsze na świecie zdjęcia uśmiechniętych dzieci. Nawet nie nagich, a ubranych w same pieluszki. Takie, jakich miliony są wrzucane codziennie na Facebooka. I przypuszczam, że większość stamtąd była ukradziona.
Od razu zaczęłam żałować jedynego zdjęcia w pieluszce, jakie umieściłam na blogu - przy poście dotyczącym wizyty u lekarza. Zresztą, pożałowałam całej sesji, bo Olek wtedy asystował w pieluszce jako model dla młodej przyszłej pani doktor. Nic, czasu nie cofnę, ale wprowadziłam jedną zasadę, której się sztywno trzymam: dalej publikuję zdjęcia Olka, dalej uwielbiam oglądać inne dzieci, ale ciarki mnie przechodzą od razu, kiedy widzę rodziców publikujących fotografie wesołych golasków podczas kąpieli. Ja zmądrzałam, ograniczyłam się do portretów albo zdjęć w pełnym ubranku.
Wiem, że na portalach możecie zaznaczyć widoczność zdjęcia tylko dla znajomych, ale pamiętajcie, że wszyscy pedofile, którzy kradną takie zdjęcia, dla swoich rodzin i przyjaciół są normalnymi ludźmi. Też mają konta, też mają znajomych z dziećmi. Ba, często sami mają dzieci.

Ja wiem, ja rozumiem, że te zdjęcie gdzie wasza golutka córeczka bawi się w wanience gumową książeczką jest tak słodkie, że aż uśmiech sam pojawia się na twarzy, jednak apeluję do waszego rozsądku - nie dawajcie dodatkowej pożywki takim forom i takim ludziom. Zachowajcie te zdjęcie w albumie, pokażcie przyjaciołom, kiedy wpadną na kawę. Zawstydzajcie nim córkę, kiedy jako nastolatka przyprowadzi do domu pierwszego chłopaka. Ale w Internecie zachowajcie ostrożność. Chwalcie się dziećmi, pewnie. Sama chętnie pooglądam, bo jak mówiłam, uwielbiam zdjęcia dzieci. I fajnie poobserwować, jak się rozwijają maluchy znajomych z dawnych czasów, z którymi nie mam już na co dzień kontaktu. Jednak róbcie to z głową.


2 komentarze:

  1. częściowo masz rację, bo w sieci trzebabardzo uważać na to co się publikuje, z drugiej strony rację ma też TakaSobieMatka - nie dajmy sie zwariować, bo za chwilę wszędzie będziemy szukać pedofilów i gwałcicieli, a chodzenie w burkach będzie na porządku dziennym, ale nie z powodów religijnych.

    A poza tym tak na logikę rozważ:
    no wyobraź sobie, że jakiś pedofil z Niemiec zwali sobie konia do zdjęcia dziecka ściągniętego z sieci.
    Czy komuś dzieje się z tego powodu krzywda? Przecież on tego dziecka w życiu nie spotka.
    A jeśli dzięki temu udaje mu się trzymać skłonności na wodzy?
    Być może to ratuje jakieś dziecko w jego okolicy przed skrzywdzeniem?

    Ja tu bym podejrzewał, że zachodzi podobne zjawisko do tego co z brutalnymi grami. Pseudopsycholodzy piszą o tym, że gry prowokują agresję, a praktyka statystyka oraz badania pokazują, że jest na odwrót. Gry kanalizują agresję, która inaczej znalazłaby sobie własne ujście - w praktyce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale w poście jest też o tym, żeby nie dać się zwariować ;) Przeczytaj uważnie. Sama publikuję zdjęcia. Apeluję za to o nieudostępnianie nagich czy bieliźnianych/pieluchowych zdjęć.

      I pewnie, fizycznie nikogo nie krzywdzą, uniknąć się tego nie da, bo jak będą chcieli, to pierwszą z brzegu prasę mamową zakupią i znajdą tam zdjęcia dzieci. Jednak zarówno ja, jak i pewnie żaden inny normalny rodzic nie chcielibyśmy, żeby robili to patrząc na zdjęcie naszych dzieci. Albo żeby ich zdjęcia krążyły po takich forach. To samo tyczy się nagich dzieci na plaży.

      Usuń

Nie reklamuj się w komentarzach. Wszystkie komentarze zawierające adresy blogów lądują w spamie.

Jeśli chcesz dyskutować, bo się z czymś nie zgadzasz - droga wolna, bardzo chętnie, ale nie anonimowo. Takie komentarze też znikają.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...