W sumie nie korzystamy za bardzo z pomocy moich rodziców. Chociaż nie mieszkają daleko i cieszą się z każdej chwili spędzonej z Olkiem, to wpadamy do nich tylko raz na jakiś czas. Kiedy, tak jak dziś, jest zbyt gorąco, żeby spędzić dzień na spacerze, a nie chce nam się już siedzieć w domu. Głównie dlatego, że lubię sobie posiedzieć z nim sama w domu, pobawić się w nasze specjalne tajemne zabawy, poczytać książkę czy pooglądać Doktora House'a. Czasami aż mi głupio, bo widzę, ile radości daje im spędzenie z nim dnia. Kiedy tylko wsiadamy do samochodu jest tak, jakbym nie miała dziecka - pieluchy same się zmieniają, Olek wesoło wcina sobie marchewkę, biszkopta czy banana, a dziadkowie kłócą się, czyja kolej go ponosić i prześcigają w wymyślaniu nowych zabaw, piosenek i rymowanek. Ja w tym czasie ląduję z książką na godzinę w wannie i funduję sobie długą i pachnącą kąpiel. Taką z pianką. I w ogóle.
I słyszę to, co najbardziej lubię - jaki Olek jest piękny, jaki grzeczny, roześmiany i że takie bezproblemowe dziecko to skarb. A co najważniejsze, ściśle przestrzegają moich sposobów wychowywania Olka (nie dajemy papek, jak chce coś jeść to łapie to w rączkę i sam wcina, nie szepczemy przy nim, nie wyłączamy telewizora, nie chodzimy na paluszkach, noszenie na rękach to zabawa, nie usypianie i cała reszta innych rzeczy). Czyli: nie ma to jak dziadkowie.
Tato jaki koks :D Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńNo nie ma co, dziadek robi wrażenie :D
UsuńTeż chciałabym być Olkiem i mieć takich dziadków:)
OdpowiedzUsuń